Już po wszystkim. Myślałam, że kiedy obudzę się po operacji, uśmiechnę się, że będę szczęśliwa. A jednak się myliłam. Gdy tylko otworzyłam oczy poczułam ból. Piersi czy istnienia? Tak czy inaczej ból, który mnie wypełniał, z którym nie potrafiłam sobie poradzić. Powinnam się cieszyć, przecież jestem na dobrej drodze do wyzdrowienia, ale nie potrafię. Mam przeświadczenie, że to nie koniec cierpienia. Że to co przeszłam znów spada w ogromną próżnię. Że to jak bumerang do mnie wróci nie pozwalając normalnie funkcjonować. Nie wiem co myśleć. Co robić. Jestem bezradna. Tak jakby to ON już przejął nade mną kontrolę. Tak jakby nie pozwalał mi się cieszyć życiem po swoim odejściu. Pada deszcz. Tak jakby niebo płakało nad moim losem, tak to odbieram bo przecież przez ostatnie parę dni było słonecznie. Płacze tak jak ja płaczę w tej chwili. Jestem słaba, a łzy jeszcze bardziej mnie osłabiają. Lekarz powiedział, że muszę odpoczywać. Powinnam go posłuchać. Myśli mi na to nie pozwalają. Mimo to wszystko, mimo złych myśli, bólu, czuję, że teraz już nie mogę się wycofać, że nie mogę się poddać w tak ważnej chwili bo to dopiero początek mojej zaciętej walki z rakiem. Nikt nie mówił, że będzie łatwo i wcale nie jest, ale mam cichą nadzieję, że tam na końcu tej drogi czeka na mnie szczęście dzięki, któremu będę mogła chorobę i to całe cierpienie zostawić za sobą. Staram się w to mocno wierzyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz